wtorek, 21 stycznia 2014

Babci Wspominanie

Z okazji Polskiego Dnia Babci przypomnialam dzis mojej corce, aby zadzwonila do swojej babci z zyczeniami. Tak, niestety musialam przypomniec, poniewaz zyjac z daleka od Polski, gdzie nie obchodzi sie Dnia Babci ani Dnia Dziadka i kiedy otoczonym sie jest brytyjska tradycja to takie "swieta" po prostu umykaja uwadze. Nie widze w tym wielkiego problemu bo to nastolatka, a wiadomo nastolatki maja duzo innych, wazniejszych rzeczy na glowie. Moim zadaniem jest jej przypomniec, a kiedy ona bedzie miala swoje dzieci, ona bedzie przypominala im o zyczeniach dla mnie.
Bardzo zaluje, ze Dzien Babci nie jest obchodzony w Brytanii. Nie wiem jak sytuacja wyglada na calym swiecie, i czy sa kraje, ktore obchodza takie swieta, ale byloby cudownie wiedziec ze tak jest. Jakzesz wazne jest nasze uznanie dla wczesniejszej generacji, dla kobiety, ktora zyla przed nami i ktorej wybory zyciowe wywarly wplyw na to kim jestem. 

Mialam dwie babcie. Nazywalam je "dobra" babcia i "zla" babcia. Zadna z nich o tym oczywiscie nie wiedziala, a dzis zaluje, ze nie powiedzialam tej "dobrej" babci jak wiele dla mnie znaczyla. 


"Dobra" babcia miala na imie Zosia. Mieszkala na wsi z dziadkiem. Odkad pamietam babcia byla schorowana osoba, ktora cale zycie ciezko pracowala w polu  i wychowywala szostke dzieci. Ja pamietam ja "chodzaca" kolo domu aby uprzatnac mini gospodarstwo. Pare kur, kaczek, dwie swinie. Nic wielkiego ale opieka nad nimi i podleglym do nich terenem wymagala sprawnosci - a tego babci brakowalo. Nigdy nie widzialam Babci narzekajacej. Moze troche na bol w plecach czy nog, ale to takie kokieteryjne narzekanie, nic groznego - raczej narzekanie, ktore prosilo o troche litosci i uwagi. 

Poza tym babcia zawsze byla bardzo ciepla i pogodna osoba. Zapraszala wszystkie podworkowe psy do domu (kiedy nie bylo dziadka) i rzucala im skrawki jedzenia. Kiedy przyjezdzalam wyciagala z pod poduszki jakies smakolyki, ktore chowala na czarna godzine lub przez dziadkiem. Ja mysle, ze ten nawyk pozostal z czasow wojny kiedy ciezko bylo o cokolwiek a jedzenie trzeba bylo "oszczedzac". No wiec oszczedzala w razie jakby ktos przyjechal. 
Pamietam babcie siedzaca na lozku lub na lawce przed domem, owinieta pnaczami mlodego winogrona. Wypatrywala czy od lasu ktos nie nadjezdza. Czy to sasiedzi jadacy do nastepnego gospodarstwa czy moze ktores z dzieci lub wnukow jadacych z odwiedzinami...zamyslala sie potem i wpatrywala w staw z gesta rzesa, gdzie kaczki i wroble pluskaly sie przy ladnej pogodzie. 
Zima babcia siedziala na lozku z kocem na kolanach i tylko zloscila sie jesli ktos nie zamknal drzwi za soba bo "ciaglo" po nogach. Wcale sie nie dziwie - pewnie z krazeniem babci nie bylo najlepiej. 
Babcia nigdy nie jezdzila do lekarza. Zawsze byla szczupla osoba ze slicznie wyrzezbionymi, "dobrymi" zmarszczkami na twarzy. Nigdy nie malowala sie i nie uzywala zadnych kosmetykow, jedynie mydla. Jej twarz i cialo byly mlode bardzo dlugo. 
Pamietam jej pierwsza w zyciu wizyte w szpitalu, kiedy zlamala noge. Poniewaz bylo to dosyc powazne zlamanie wujek musial zabrac ja do lekarza i sila wsadzic do auta. Babcia walczyla jak tylko mogla aby nie dac sie obejrzec przez lekarza, bo to wydawalo sie jej totalna abstrakcja, aby obnazac sie przez obcym mezczyzna. Jedynymi lekarstwami jakich kiedykolwiek uzywala byly ziola, krople zoladkowe, smalec i liscie zielonej kapusty. Na oklady.
Kiedy dojechali do szpitala babcia rzucila najwiekszym rozowym pasem jaki mozna sobie wyobrazic kiedy doktor probowal obejrzec zlamana noge. Do tamtej pory jedynym mezczyzna. ktory widzial jej noge ponad kolanem byl dziadek. Babcia nie byla szczesliwa z tego powodu a noga nigdy sie juz nie zrosla tak aby nadawala sie do szurania (nie moge tego nazwac chodzeniem, to co bylo przed zlamaniem). 
Smutne czasy nastaly, bo to szuranie bylo chyba pewnego rodzaju dopalaczem, ktory dokladal drzewa do ognia. W zwiazku z tym babcia zaczela "wygasac". 
Nie, nie tak od razu...trwalo to jeszcze kilka lat, ale stopniowo jej stan sie pogarszal. Mimo wielkiego bolu jaki towarzyszyl jej siedzacej pozycji, mimo pecherzom i odlezynom babcia nie stracila swojego optymizmu. 
Jestem pelna podziwu i chyle dzis czola przed nia za sile charakteru i pogodzenie sie ze swoja dola. Mysle ze na tym polegal jej sekret szczescia. 



"Zla" babcia miala na imie Natalia. Ten polski odpowiednik jej originalnego imienia "Nadiezda" nie byl jej formalnym imieniem, poniewaz w paszporcie widniala nadal jako Nadiezda. Babcia byla Ukrainka. 

Nie byla zla kobieta, mimo tego jak ja tu opisuje i mimo, ze jako dziewczynka tak wlasnie o niej myslalam. Dzis kiedy znam historie mojej rodziny, a w szczegolnosci to co przytrafilo sie jej samej potrafie sobie tylko wyobrazic jak jej bylo ciezko i ze poprzez trudnosci i brak wsparcia z jakiejkolwiek strony mogla po prostu zgorzkniec i obrosnac w skorupe, ktora chronila ja od wszystkiego. Rowniez od milosci. 
Pamietam, jak mama czesto wysylala nas z bratem do babci na wakacje.  Nie lubilam do niej jezdzic bo nigdy nie czulam sie tam lubiana a potancjalnie leniwy czas wakacji byl dla mnie czasem pracy i dyscypliny. Babcia nie okazywala mi czulosci i milosci. Nie pamietam aby mnie przytulila lub powiedziala komplement. Nawet raz w zyciu. Nie pamietam aby sie smiala i nie pamietam aby byla spontaniczna. Nie pamietam aby byla dobra dla innych ludzi. Nie pamietam aby cos komus podarowala, aby w czyms pomogla - przeciez byla silnym charakterem a takie charaktery pomagaja tym, ktorzy potrzebuja pomocy. 
Jedyne co pamietam to to, ze w "kolchozie pracy" dzien zaczynal sie nam od pozamiatania podlogi. Z najmniejszych okruszkow. Ja ich nigdy nie widzialam wszystkich no wiec zamiatalam podloge jeszcze raz, i jeszcze raz i jeszcze raz....plakalam przy tym bo mialam zaledwie 6 lat i nie widzialam tych okruszkow. Wydawalo mi sie to strasznie niesprawiedliwe bo nie zasluzylam sobie poprzez bycie zwyklym dzieckiem na taka "szkole". Wtedy tez wierzylam, ze nie zasluzylam nawet na zwykla pochwale, ktora nigdy nie nadeszla. Nigdy. Nawet jedna, mala, nieszczera pochwala, aby zagluszyc swoje wlasne poczucie winy i taka ktora wypada powiedziec bo przeciez jestem jej wnuczka! Ona musiala mnie bardzo nie lubic....
Potem pamietam, ze babcia narzekala, ze spiac z nia bardzo ja pokopalam w jej schorowane, zylakowe nogi i z tego powodu jest strasznie niewyspana, w zwiazku z czym w zlym humorze. Nic dziwnego ze podloga wydawala sie zawsze zle zamieciona...
Pamietam jeszcze kiedy powiedziala mi, 6 letniej dziewczynce sekret. Jej jedynej kolezanki wnuczka miala wszy. Babcia chowala wszystkie grzebienie kiedy tamta przychodzila w odwiedziny aby sie ze mna pobawic. Uwielbialam sie bawic we fryzjera wiec te akcesoria byly niezbedne do naszej zabawy. Trudno mi jakos bylo uwierzyc, ze taka fajna dziewczynka co sie ze mna tak fajnie bawi, ma wszy! Zapytalam jej wiec bo bylam ciekawym dzieckiem, czy to prawda. Oczywiscie sprawa wyszla na jaw, bo moja kolezanka okazala sie wrazliwym dzieckiem (szczegolnie na punkcie wszow) i powiedziala swojej babci. Ta z kolei mojej i tak juz sie to potoczylo, ze moja "zla" babcia nawyzywala mnie od gadul, plotkarek i ze juz nigdy w zyciu mi nie zaufa.... Strasznie sie czulam wtedy niewartosciowa i jestem pewna, ze to musialo odcisnac swoje pietno na moje pozniejsze postepowanie, a w szczegolnosci na stosunek do mojej babci. 

Jedyne co lubilam u babci to bylo jej blaszane pudelko po powojennych czekoladkach, wypelnione bizuteria. Ach! Jakzesz ja lubilam ten pokoj, gdzie na komodzie z wielkim lustrem do makijazu stalo to blaszane pudelko. Widzialam je juz przez szybe w drzwiach, ktora wyolbrzymiala ksztalt i mienila sie kolorami jak w kalejdoskopie, na wysokosci gdzie pudelko stalo. Ono dla mnie swiecilo i rosno w oczach za kazdym razem jak na nie spojrzalam! I coz tam nie mozna bylo znalezc....korale najrozniejsze, kolczyki, broszki i wisiorki, a wszystko swiecace i mieniace sie jak diamenty. Ja jak sroka lecialam do pudelka co dzien, zeby sobie tylko poogladac, a babcia strzegla pudelka jak cerber aby sie upewnic ze po kazdej z moich wizyt nic nie brakuje. Zawsze mi obiecywala, ze dostane to wszystko jak bede miala 18 lat. A ja z tym przekonaniem roslam i z tym przekonaniem jezdzilam do babci w odwiedziny. Jej slowa nigdy sie nie sprawdzily...babcia zmarla, pudelko zniklo ( razem z mieszkaniem) i nikt nigdy nie byl w stanie powiedziec co z kim i czym sie stalo. Tak jakby wszystko wchlonela czarna dziura i oprocz tych nie za wspanialych wspomnien nic innego nie zostalo.


Mialam dwie babcie. Jedna "dobra" druga "zla". Dzis wiem, ze dobra babcia musiala miec przeciez jakas czarna strone, jak kazdy z nas, ale byla madra wystarczajaco, aby nam, wnukom jej nie pokazac. "Zla" babcia musiala miec w sobie milosc kiedys, moze nawet wtedy kiedy bylam przy niej, ale poprzez brak tej "madrosci" jaka miala pierwsza babcia pokazywala mi tylko swoja zla strone. 

Fakt jest taki, ze obie byly moimi babciami. Mamami moich rodzicow. Zebym ja dzis mogla pisac ten post i zebym mogla zyc w ogole one obie musialy najpierw urodzic moich rodzicow. Dac im zycie. Moi rodzice dali zycie mi i mojemu bratu. I babcie i rodzice musieli przejsc dluuuuga droge zanim pojawilam sie ja i moj brat. Napewno przeszli przez ciezkie doswiadczenia, zmagali sie ze swoimi uwarunkowaniami, historia i przeszloscia. Tak jak kazdy rodzic i kazda babcia i dziadek. Chociazby dlatego nalezy im sie szacunek i podziekowanie ze zapoczatkowali nasze zycia. 
Dziekuje wiec moim babcia za przeszly ta droge i wybaczam jesli popelnily jakies bledy. 
Zaluje jedynie, ze dzis nie moge im tego powiedziec osobiscie, ale kocham obie i zycze im miekkiego wypoczywania. 

Dzieki nim jestem tym kim jestem. 

Dobranoc





THE SUN NEVER SETS ON A BAD ASS - THE SUN NEVER SETS ON A BAD ASS  Bad Ass Grandma
Tak pewnie widzialam swoja "zla" babcie...


"Dobra" babcia wygladala prawie ja ta tutaj...





























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz